Podróże – katharsis dla duszy

Zbliża
się czas urlopów, upalnych dni, jedzenia truskawek, malin i czereśni, ciepłych
wieczorów, kwitnących piwonii, czytania na balkonie i rowerowych wycieczek do
lasu. Staram się pielęgnować te chwile najlepiej jak potrafię, tworzyć w
pamięci barwne obrazy po to, aby powracać do nich jesienią i zimą.
Maj
upłynął pod znakiem podróży – jednej, cudownej, inspirującej. Odwiedzając Teneryfę,
spełniłam marzenie o podróży na hiszpańską wyspę. Poniżej możecie przeczytać
kilka moich przemyśleń związanych z podróżowaniem i nie tylko.

Za
wszelką cenę postanowiłam przeżyć czas urlopu zgodnie z zasadą – Bądź tu i teraz. Dlatego jeszcze przed
wyjazdem załatwiłam wszystkie ważne sprawy w pracy i w domu, aby podczas urlopu
móc się całkowicie odłączyć od internetu. W konsekwencji, mogłam bez granic
oddać się doświadczaniu tego, co dla mnie nowe i czego nie mam na co dzień. Postanowiłam
przez tydzień nie dzwonić do rodziny, znajomych, zostawić wszystko czym się zajmuję
i otworzyć się na to, czym poczęstuje mnie hiszpański klimat. To doświadczenie
pozwoliło mi spojrzeć na moje życie z innej perspektywy i zaowocowało fascynującymi
pomysłami i postanowieniami. Gorąco zachęcam do takiego podejścia 🙂
Stojąc
nad brzegiem oceanu postanowiłam być szczęśliwa. Uświadomiłam sobie, że życie
jest tego warte oraz, że do szczęścia tak naprawdę nie potrzeba wiele. Kluczem jest
przeżywanie każdego dnia zgodnie z własnymi przekonaniami i marzeniami. Mogłabym godzinami wpatrywać się w szumiący ocean, szczególnie nocą. Przybiera
on wtedy ciemne, dostojne barwy, jest stały, a zarazem nieprzewidywalny. Poczułam
wdzięczność za to że tu jestem, za człowieka, którego trzymałam za rękę.
Uświadomiłam sobie, że kocham to moje życie. Takie zwyczajne, a zarazem niezwykłe. 

Obserwowałam
hiszpańskie ulice i mieszkańców – radośni, niemożliwie rozgadani, ekspresyjni. Szczególne wrażenie wywarli na mnie, gdy
widziałam ich śpiewających i pogwizdujących podczas wykonywania swojej pracy. Stale
mam w pamięci przepiękną dziewczynę z plaży, sprzedającą kolorowe chusty i
sukienki. Starannie ułożyła je na piasku i wkładając na siebie po kolei każdy zestaw, przechadzała się po plaży z wdziękiem,
zarażając plażowiczów swoim przepięknym uśmiechem i pozytywnym nastawieniem. Wyglądała
na zadowoloną z tego, co robi. 
A gdyby spróbować właśnie tak podchodzić do
pracy?

Jeszcze
jedno wspomnienie… 

Wieczorem,
gdy plaże już pustoszeją, patrząc w bezkres oceanu, rozmawialiśmy o naszej 5-letniej wizji życia. Słuchając szumu odbijających się od brzegu fal, uświadomiłam
sobie, że to na czym najbardziej nam zależy jest w naszym zasięgu. Wystarczy poświęcić trochę czasu i zaangażowania, wyciągnąć rękę i czerpać przepiękne momenty życia.

Cóż więc
pozostało? 

Z wdzięcznością i ogromnymi pokładami energii wróciłam do domu,
gdzie czeka mnie moje zwykłe, ale fascynujące życie.
PS: W
kolejnym poście opowiem Wam o tym, jak jest w niebie – a wiem to z własnego doświadczenia 🙂

2 komentarze dotyczące “Podróże – katharsis dla duszy”

  1. Byłam na przełomie marca i kwietnia na Fuerteventura i zupełnie nie dziwię się ludziom, którzy co roku wybierają wyspy kanaryjskie na wakacje! Przepiękne, spokojne i właśnie tak jak piszesz, bardzo "hiszpańskie" miejsce 🙂 Doskonałe na odpoczynek, przemyślenia i ładowanie akumulatorów!

    1. Słyszałam wiele dobrego o Fuentaventura, więc pewnie odwiedzę ją, gdy postanowię powrócić w tamte rejony. Na razie było to moje pierwsze spotkanie z Kanarami i muszę przyznać, że jestem ogromnie zauroczona 🙂

Comments are closed.

Scroll to Top